Czy tylko ja nienawidzę niedzieli? Piękny dzień, ostatni wolny w którym myślę tylko o tym że jutro jest kuźde poniedziałek.
Ponadto pierwsza lekcja z wychowawczynią Szatanem na piekielnej lekcji biologii (jeszcze jutro sprawdzian... Świetnie!). Potem o godzinie 14:25 zapylać tramwajem na autobus o 15:00. Jechać do mamy do pracy i siedzieć tam do 16:00 żeby na 17:00 do domu przyjechać.
Tam zjeść późny obiad po którym trzeba zająć się bratem. Potem odrobić lekcje (siedzieć przed komputerem ale to szczegół). Później można w końcu sobie usiąść i w spokoju poczytać i ponapychać się jedzeniem na noc. A wszystko w zad idzie. Szkoda że nie w biust.
Potem lulu a od godziny 5:30 znowu to samo... I tak kuźde od poniedziałku do piątku. Dziwię się że jeszcze nie wylądowałam w pokoju bez klamek. A teraz jeszcze dojdzie gimnastyka. Już kompletuję deski do trumny.